Tekst i zdjęcia: Maria Korbus
„Los nasz dla was przestrogą” – te zmuszające do głębokiej refleksji słowa widnieją na Mauzoleum w Muzeum na Majdanku, które 29 maja zwiedzili uczniowie klas ósmych i trzecich gimnazjum, aby poznać i zrozumieć jedną z najtragiczniejszych kart naszej historii.
Niemiecki obóz koncentracyjny na Majdanku pochłonął bowiem 80 tysięcy istnień ludzkich: mężczyzn, kobiet, dzieci różnych narodowości. Przyczyną wysokiej śmiertelności w obozie oprócz warunków bytowych, ciężkiej pracy oraz chorób były bezpośrednie formy unicestwiania. Należało do nich m.in. topienie w dołach kloacznych, bicie na śmierć, wieszanie, czy zastrzyki z fenolu w serce. Najwięcej osób straciło życie w wyniku rozstrzeliwań oraz w komorach gazowych. Egzekucje odbywały się przez cały okres funkcjonowania obozu. Największa z nich miała miejsce 3 listopada 1943 r., kiedy w ciągu jednego dnia podczas akcji „Dożynki” ( niem. Aktion Erntefest) Niemcy rozstrzelali ok. 18 000 Żydów, paląc później ich ciała przez prawie dwa miesiące. Fetor, jaki powstał w wyniku palenia ciał, był nie do zniesienia: „Od chwili podpalenia stosów trupów nastały na Majdanku dni nowej udręki. Gęste kłęby białego dymu o potwornym fetorze palonych ciał zasnuły szczelnie wszystkie pola”. Prochy mieszane z ziemią i odpadami były wykorzystywane jako nawóz do użyźniania gleb w ogrodach SS. Po likwidacji obozu znaleziono na jego terenie 1300 m³ kompostu zawierającego ludzkie szczątki.
Po powrocie z wyjazdu na Majdanek młodzież pisała relacje. Oto jedna z nich:
Cezary Szpakowski klasa III B gimnazjum.
„Są takie miejsca, których czasami nie potrafimy opisać. Są przerażające, doprowadzające na skraj rozpaczy, a przy tym wszystkim… Wydają się takie spokojne i normalne.
Muzeum na Majdanku właśnie do takich należy. Opisać je może najlepiej ciszą, która ogarnia nas, gdy tylko zaczynamy chodzić między kolejnymi barakami. Teren wielkości typowego osiedla, głównie porośnięty trawą, uliczki wyłożone szutrem, oraz ciemne baraki. Nic niezwykłego, a czuć jednak pewien dystans do tego miejsca…
Zwiedzanie zaczynamy około godziny 9.15. Stoimy grupkami, dyskutując szeptem między sobą. Nikt jednak nie ma ochoty mówić choćby odrobinę głośniej. Gdy zjawiają się przewodnicy, dzielimy się i każdy podąża jak za Charonem po Styksie.
Do pierwszego baraku docieramy po ok. 5-10 minutach marszu. Budynków do dziś zachowało się niewiele. Garstkę, która przetrwała przeniesiono tak, by odbudować przynajmniej jeden z sześciu sektorów. Skazanych już na starcie rozbierano z ubrań. Pierwsza selekcja – słabsi i schorowani do komór gazowych. Tych, którym udało się przejść przez pierwszą czystkę, kierowano do obozu.
Cisza. Ściany baraków czarne. Sprawiają wrażenie wypełnionych, bólem, cierpieniem i nadzieją. Ten wypełniony po brzegi ogromnymi pojemnikami na obozowe buty jest odgrodzony barierką.
– Dlaczego? – pyta nieśmiało wysoki chłopiec z tyłu.
– Bo zwiedzający kradną…
Wszędzie druty kolczaste, oraz strażnicze wieżyczki. Więzienie na środku pola otoczonego siatką. Czuć pewien dyskomfort, ale nie wiadomo dlaczego..? Przecież jesteśmy wolni… Prawda?
Typowy barak mieszkalny… Jest w nim ciemno, przez co piętrowe łóżka zdają się ciągnąć bez końca w mrok. Jak w ogóle można było żyć w takim miejscu…
Krematorium – niepozorny budynek wyglądający jak wiele innych. Z zewnątrz, wyróżnia go tylko wielki komin. W środku rząd pieców krematoryjnych i łazienka. Jednak to były właściciel może przerazić najbardziej wyglądem oraz czynami.
Nasza wycieczka kończy się przed ogromnym Mauzoleum pełnym prochów. Smutne jest to, że tak wiele wiemy o strażnikach, dowódcach oraz ich okropnych czynach, które wyrządzili, a tak mało o samych więźniach. Dochodzi 11.00 , zapalamy symboliczny znicz i jeszcze raz spoglądamy na ogromny niemiecki obóz koncentracyjny . Trudno zrozumieć, że to „ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Takiej lekcji historii młodzież długo nie zapomni. Naszym wspólnym obowiązkiem jest dbanie o to, aby takie akty okrucieństwa i bestialstwa nigdy już się nie powtórzyły!